czwartek, 18 sierpnia 2011

24. Paranormal Entity


Paranormal Entity
Gatunek: Horror
Rok: 2009
Reżyseria: Shane Van Dyke
Produkcja: USA
Obsada: Shane Van Dyke, Erin Marie Hogan, Fia Perera, Norman Saleet

Opis: W 2008 roku w domu państwa Finney'ów zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Rodzina postanawia rejestrować mające miejsce wydarzenia za pomocą kamery video. Niedługo po tym wszyscy giną. Nagrany przez nich materiał filmowy prezentuje ostatnie chwile ich życia.

Uwaga! Poniżej znajduje się recenzja, która może zawierać spoilery!



Błąd na błędzie, błędem pomiata
Krzyki przerażenia i bieganina po domu. Nie jesteśmy sami. Coś jest obok nas. Przygląda się, straszy, a na koncu dostaje to czego chce.

Thomas, Samantha i Ellen mieszkają w dużym, zdawać by się mogło, starym domu. Rok temu zmarł mąż Ellen. Kobieta z tęsknoty komunikuje się ze zmarłym Davidem, za pomocą kartki i długopisu. Wtedy "drzwi" do ich świata zostają otwarte, a rodzinę zaczyna prześladować dziwne "coś". Za swój cel obiera sobie nastoletnią Samantha'e. Nie jest to jednak jej zmarły ojciec. W domu robi się, co raz gorzej. Z pomocą przychodzi medium - Edgar Lauren. Jednak ostatnia noc i dla niego nie będzie łaskawa.

Tajemnicza istota, która nęka rodzine, to niejaki Maron - z niemieckiego koszmar. Jest to zły duch, który atakuje, a następnie gwałci kobiety podczas snu. Wiemy, że jego głównym celem stała się Samantha. Jednak owa zjawa nie oszczędza także matki i brata - w mniejszym stopniu - dziewczyny. Ellen zostaje parę razy "opętana", przez co robi różne rzeczy. Były to jedne z lepszych scen w tym filmie, ponieważ matka, podczas np. pisania, cały czas intensywnie wpatruje się w oko kamery. Widzowie mogą mieć uczucie, że kobieta patrzy się prosto na nich.

Aktorstwo na średnim poziomie. Shane'a Van Dyke'a prawie w ogóle nie widać, gdyż przez większość filmu ukryty jest za kamerą. Erin Marie Hogan, czyli Samantha, to najbardziej drewniana osoba w obsadzie. Czasami udało jej się zagrać lepiej, ale są to naprawdę niewielkie momenty. Najbardziej przekonywujący okazał się Norman Saleet, który wcielił się w postać Edgara Laurena. Szkoda tylko, że jego postać pojawiła się na ekranie tak krótko.

Film w całości nakręcony z tzw. "ręki". Kamera nie była najlepsza, dlatego obraz gdzie nie gdzie, nie jest zbytnio wyraźny. Jest także nieco "poszarpany". Nie jest to jednak minusem. Choć czasami nieco denerwują, dziwne zrywy.

Historia może nie jakaś wystrzałowa. Mamy dom, a w nim rodzinkę i ducha. Dużo podobnych rzeczy już było. Jednak w tym wypadku owe "coś" jest bardziej sprecyzowane. Trzeba poruszyć także kwestię rozbieżności wydarzeń w filmie, które się nie pokrywają. Na samym początku dowiadujemy się, że "ONE nie żyją" - czyli matka i córka, a syn został skazany za zabójstwo Laurena i gwałt na siostrze. Pod koniec filmu realizatorzy wyjawiają, że jednak to najpierw Sam umarła, Thomas się zabił, a matka z rozpaczy - kiedy dowiedziała się, że jej dzieci nie żyją - popełniła samobójstwo. Kolejnym błędem jaki można wyłapać w fabule jest fakt, że dziewczyna odpowiadając na pytanie medium, stwierdza, że dziwne rzeczy dzieją się w jej pokoju. Nie jest to do końca prawdą, gdyż duch atakuje również w sypialni matki i salonie. W momencie, kiedy Samantha i Ellen opuszczają dom, Maron "dokucza" Thomasowi, który rozwiesił blisko przy ziemi dzwoneczki na żyłkach. Z pewnością chłopak chciał się dowiedzieć, gdzie znajduje się duch, pomijając fakt, że któreś tam nocy z kolei, zjawa chodziła po suficie. Wracając jednak do straszenia chłopaka. Został w domu sam, z własnej woli. Duch go straszy, a zaraz po tym do Thomasa dzwoni matka, że to "coś" poszło za nią i za Sam do motelu. Czyżby ten duch miał jakieś mega doładowanie, czy po prostu potrafił być w dwóch miejscach naraz? Może miał brata bliźniaka? Nie wiadomo. Ale koniec o błędach, których w filmie jest naprawdę sporo. W czasie oglądania, nie powinno nam się nudzić. Cały czas coś się dzieje. Słychać dziwne głosy, stukania. Coś spada, coś się włącza i tak dalej. Prawie w każdej "nocnej" scenie, możemy być świadkami czegoś dziwnego. W niektórych momentach można dostać dreszczy.

Nie chciałam porównywać Paranormal Entity do Paranormal Activity, gdyż są to dwa całkiem inne filmy, które nie mają ze sobą nic wspólnego. No... Może kilka podobnych scen, które temu pierwszemu - wymienionemu nieco gorzej wyszły. Na pewno, więcej się działo, jednak nie miał takiego klimatu tajemnicy, jaki posiadał Paranormal Activity. Nie chciałam, a jednak porównałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz